Zatkało mnie, wyszłam z kościoła bez słowa i po drodze do domu płakałam

Milena przesłała nam swoje świadectwo o tym jak hojnie została obdarowana przez Boga i o tym jak Jezus wprost i konkretnie odpowiada na nasze modlitwy. Przeczytajcie koniecznie.
 
 
Jestem Milena.
 
Przez kilka lat usilnie modliliśmy się całą trzyosobową rodziną o kolejne dziecko. Niestety nasze modlitwy pozostawały bez odpowiedzi. Dwa razy zaszłam w ciążę, ale poroniłam w początkowych tygodniach. W pewnym momencie straciliśmy nadzieję na to, że nasze modlitwy zostaną wysłuchane, pogodziliśmy się z tym, że nasz syn będzie jedynakiem i zaczęliśmy szukać nowego pomysłu na życie – zastanawiając się jaki też może być plan Pana Boga. Bardzo trudnym doświadczeniem, zwłaszcza dla mnie, były poronienia. Starałam się nie zadawać Bogu pytania, dlaczego nasze dzieci tak wcześnie zmarły, ale mój żal był wielki, bardzo trudno było mi się z tym pogodzić (nadal to jest dla mnie smutne i niezrozumiałe).
 
Na początku 2018 roku pojechaliśmy z Kubą, moim mężem, na spotkanie modlitewne, które Wspólnota Dorosłych prowadziła w piekarskiej bazylice. Był to piątek, przeddzień święta Objawienia Pańskiego, czyli Trzech Króli.
 
Podczas modlitwy jeden z prowadzących powiedział słowo od Pana Boga: że jest kobieta, która straciła dzieci i nie potrafi się z tą stratą pogodzić. Powiedział, że Jezus pragnie dać jej pocieszenie i przytulić do swojego serca.
 
To były słowa skierowane do mnie. Rozpłakałam się. Byłam wdzięczna za to, że Pan Bóg skierował do mnie w końcu jakieś słowa, bardzo potrzebowałam tego pocieszenia. Ucieszyłam się, że teraz będę pocieszona i uspokojona.
 
Półtora miesiąca później okazało się, że to pocieszenie jest bardzo konkretne: okazało się, że jestem w ciąży. 16 stycznia urodził się nasz drugi syn, Staszek.
 
Właściwie to przypomniało mi się, że to nie jedyny cud w moim życiu i nie jedyny “komunikat” od Pana Boga.
 
Ten drugi też opiszę:
Na początku 2016 zaszłam w ciążę, trafiłam do szpitala i poroniłam. To było bardzo wyczekiwane dziecko. Nie potrafiłam się pozbierać. Byłam przekonana, że Bóg jest, ale mnie zostawił i poszedł sobie gdzieś.
Raz przyszłam na wtorkową, wspólnotową modlitwę, wtedy jeszcze w dużym kościele, w bardzo wąskim gronie. Siedziałam blisko ołtarza, patrzyłam na krzyż i tabernakulum i przyszło mi do głowy takie pytanie: “Panie Boże, a co mam zrobić, jeśli wydaje mi się, że Ciebie nie ma? Chciałabym w Ciebie wierzyć, ale nie umiem. Co mam zrobić?”.
 
Modlitwa się skończyła, ksiądz pobłogosławił, wszyscy zaśpiewali piosenkę.
 
Nagle odwróciła się do mnie obca pani obok i powiedziała: “Ja Ciebie bardzo przepraszam, ale Jezus poprosił, żebym Ci powiedziała, że On Cię bardzo kocha”.
 
Zatkało mnie, wyszłam z kościoła bez słowa i po drodze do domu płakałam.
 
Od tego wieczoru zmieniło się moje życie, co oczywiście nie oznacza, że wszystko jest proste, bezproblemowe i samo przychodzi.
 
Za te dwa cuda w moim życiu – chwała Panu.

Milena